Jak na film, o człowieku, który zaszokował społeczeństwo amerykańskie badaniami na temat seksu, forma jest zbyt zachowawcza i hollywoodzka. Scenarzyści i reżyser pokazali temat w sposób zbyt patetyczny, wykastrowany z wszelkich prawdziwych emocji. Kinsey wybielony do granic możliwości. Liam Neeson też niewiele zrobił, by pomóc filmowi. No ale trudno się dziwić, jego postać jest tak krystaliczna, że niełatwo temu sprostać. Nie dowiedziałam się, tak naprawdę nic nowego. Film nie odpowiedział na żadne kontrowersyjne pytanie dotyczące Kinseya. Ot taki tam wybawca społeczeństwa...
Film można rozbić o kant stołu.. Na podstawie tego co przeczytałem to z kogoś o wątpliwej reputacji, ew. "szarlatanie" zrobiono bohatera i bojownika o sprawiedliwość społeczną, nieważne, że wyniki były niewiarygodne i celowo dobierane stronniczo, że krzywdzono niewinne dzieci w trakcie badań, że jako miarę reprezentatywności posługiwano się wynurzeniami pedofilów, z których jeden odbył kilkaset stosunków z dziećmi, i spał z połową ze swojej rodziny i dawał upust swoim niepohamowanym żądzom seksualnym na każdym możliwym kroku!!, że wykorzystano ankiety, które w 1/4 opierały się na wyznaniach przestępców seksualnych, a resztę stanowili ochotnicy (w tym stali bywalcy klubów gejowskich).